Skip to main content

Strefa płatnego parkowania wcale nie jest złym pomysłem. I nie chodzi mi o to, żeby zyskać Wasze zainteresowanie i zachęcić do dalszego czytania. Dodam jednak, że rozszerzanie strefy w naszym mieście, to nic innego jak zamach na naszą wolność i pieniądze.

Strefa płatnego parkowania, czyli część miasta, w której można pobierać opłaty za parkowanie czy używanie samochodu, wcale nie jest złym pomysłem. To zresztą model, który funkcjonuje w Polsce co najmniej od kilkuset lat. Już w średniowieczu kierowcy furmanek musieli płacić za wjazd do miasta. Opłaty pobierano nawet za przejazd mostem!

Jeśli miasto ma się rozwijać, to musi zarabiać

Co ciekawe, w miejscu dawnego płatnego mostu, którym z Pragi można się było dostać do Warszawy, powstaje właśnie kładka pieszo-rowerowa. Mam nadzieję, że władze miasta nie planują nawiązać do dawnych tradycji i na obu brzegach Wisły nie pojawią się kładkometry, czyli następcy tak popularnych w naszym mieście parkometrów.

Opłaty za wjazd dotyczyły dużych miast, które się rozwijały i ponosiły związane z tym koszty. Któryś z ówczesnych rajców uznał, że skoro miasto tak wiele od siebie daje, to powinno też brać, szczególnie od przyjezdnych, czyli beneficjentów.

Budynek Komory Wodnej na Pradze. Chromolitografia Juliana Ceglińskiego. Domena publiczna.

Tyle historii. Jesteśmy w Warszawie w roku 2023, w stolicy państwa, kultury i biznesu. W miejscu do którego zmierzają wszyscy Polacy; rodziny na wycieczkę czy przedsiębiorcy w interesach. Wszyscy własnymi samochodami, które gdzieś trzeba zostawiać.

Pieniądze leżą na ulicy

Dawniej można było zaparkować nawet pod kolumną Zygmunta! Samochód można było zostawić wszędzie i to bez żadnych konsekwencji. Na szczęście te czasy są już za nami i dziś śmiało można spacerować po Śródmieściu nie potykając się o auta turystów, tych zwykłych i tych zarobkowych.

Zaparkowane samochody pod kolumną Zygmunta. Widok od strony ul. Krakowskie Przedmieście. Źródło: NAC.

Warto też zaznaczyć, że strefa płatnego parkowania której zawdzięczamy powyższe, nie dość, że uwolniła ulice centrum Warszawy, to zadbała też o wpływy do miejskiej kasy. Dziś to kilkadziesiąt milionów złotych rocznie, a za chwilę może to być nawet 100 milionów złotych!

Dlaczego aż tyle? Bo miasto znalazło sposób i zapisało go w tzw. strategii zrównoważonego rozwoju, w której m.in. znajdziemy filozofię istnienia stref płatnego parkowania, wszystko jest oczywiście obudowane troską o środowisko i komfort życia mieszkańców.

Pomysł natychmiast wdrożono w życie. Władze miasta głosami warszawskich radnych i przy współudziale jednostek, takich jak Zarząd Dróg Miejskich, postanowili zmusić do płacenia za parkowanie już nie tylko przyjezdnych, ale też miejscowych, w domyśle tych, którzy płacą tutaj podatki.

Strefa płatnego parkowania to zmuszanie ludzi do płacenia

Przykładem niech będzie ostatni obszar włączony do strefy, w styczniu 2023 roku, osiedle mieszkaniowe Praga II na Pradze-Północ. Zwykłe osiedle, położone daleko od metra, z jednym tylko miejscem tzw. użyteczności publicznej czyli urzędem skarbowym sąsiedniego Targówka. Jest jednak zamieszkane przez wielu kierowców, czyli potencjalnych płatników, którzy zostali zmuszeni do wnoszenia opłaty. Ktoś powie, że 30 złotych rocznie to żadne pieniądze. Tyle jednak trzeba zapłacić, żeby parkować bezpłatnie. Sama konstrukcja tego zdania, budzi już obawy, bo żeby nie płacić, trzeba zapłacić. Ale to już wyższa socjotechnika stosowana przez wyspecjalizowane jednostki Zarządu Dróg Miejskich w stołecznym mieście.

W ramach bezpłatnego abonamentu za 30 złotych możemy zaparkować w wycyrklowanym obszarze pod blokiem, w okolicy najbliższych około 250 metrów. Nikt z urzędników nie zainteresował się tym, czy miejsca wystarczy dla wszystkich. Tu liczą się przepisy, a nie potrzeby, chyba że mówimy o potrzebach urzędników.

Laweta, która usuwa nieprawidłowo zaparkowany samochód mieszkańca. Źródło: własne.

Co ważne, strefa płatnego parkowania to nie tylko opłaty, to też strefa popisu miejskich rysowników, czyli inżynierów ruchu, którzy przy okazji postanowili zaplanować nam życie od nowa. Oczywiście z perspektywy własnego biurka, a z nie z perspektywy mieszkańców. Co z tego wyszło?

  • jednokierunkowe ulice, które wymuszają wycieczki samochodem po całym osiedlu;
  • przeniesienie parkowana na jezdnie, czyli zwężenie ulic. Podczas ostatniej zimy kierowca pługopiaskarki odmówił wjazdu na jedną z ulic, bo pług zwyczajnie się nie zmieścił.
  • radykalne zmniejszenie liczby miejsc parkingowych, choć na każdym kroku przekonują nas, że jest odwrotnie!

O tym jakie zagrożenia dla pieszych, ale też dla środowiska niosą podobne rozwiązania, napiszę później. Podkreślę, że beneficjentem strefy płatnego parkowania jest miasto, które zarabia i straż miejska, która zapewnia mu dodatkowy przychód. Mieszkańcy płacą za to swoimi pieniędzmi i komfortem życia. Co z tego że mamy tzw. bezpłatny abonament za 30 zł, jeśli odwożąc dziecko do przedszkola – płacimy, podwożąc starszych rodziców do przychodni – płacimy, tak samo jest z wizytą w urzędzie pocztowym. Jeśli nie zapłacę pieniędzmi, to zapłacę czasem.

Już nie mówię o kosztach hydraulików czy elektryków, którzy pracują w naszych mieszkaniach. Za ich samochody z narzędziami też zapłacimy.

Wiecie jednak, co jest najgorsze? To, że miasto, a dokładniej niewielka grupa ludzi, jest tak głęboko przekonana o swojej nieomylności, że coraz śmielej wchodzi z butami w nasze codzienne życie.

Na jednokierunkowych ulicach pod prąd lecą rowerzyści, w miejscu dawnych miejsc parkingowych pojawiają się tzw. śluzy rowerowe i wysepki, a parkowanie na jezdni zawęża osiedlowe ulice na tyle, że gdy zza zaparkowanego samochodu wybiegnie dziecko, to kierowca nie będzie miał szansy na reakcję. To tylko część codziennych problemów mieszkańców osiedla Praga II.

Śmieciarka, która ostrożnie manewruje po ulicach osiedla Praga II. Źródło: własne.

Można jeździć wolniej, albo chodzić.

Oczywiście, że można jeździć wolniej. Niebawem w samochodach elektrycznych pojawią się wymuszacze czy też ograniczniki prędkości, tak jak ma to miejsce w elektrycznych hulajnogach.

Oczywiście też, że można chodzić, a nie jeździć. Aktywiści na Pradze we współpracy z władzami miasta od miesięcy blokują budowę miejsc kiss & ride (z angielskiego: pocałuj i jedź) dla rodziców przedszkolaków.

Strefa płatnego parkowania to strefa problemów, problemów, za które musimy dodatkowo zapłacić.

Kamil Ciepieńko

Publicysta i samorządowiec. Radny dzielnicy Praga-Północ od 2010 r. Redaktor i twórca Przeglądu Praskiego. Z Pragą jest związany od pierwszych dni życia. Fundator i prezes Fundacji Praga Pomaga.