Zaczęło się. Wystarczyło tylko trochę krwi, żeby znów pojawili się na ulicy. Na co dzień trudno ich dostrzec. Czasem w drodze do pracy widzę ich jak się kręcą przy drzewach w parku i depczą mrówki. Wiadomo, szkodnik. Tzn. mrówki to szkodniki, nie oni. W piątek, pod urzędem dzielnicy Praga-Północ, zorganizowali konferencję prasową, żeby o sobie przypomnieć.
Krew poszła miastu. Niedoszły radny wyprowadził kilkaset tysięcy złotych z budżetu Dzielnicowego Biura Finansów i Oświaty, i to z budżetu przeznaczonego na praską oświatę, która po latach zaniedbań w końcu zaczęła wstawać z kolan. Urzędnik, który urzędował i kradł (przyznał się) ma już kajdanki, a prokuratura prowadzi śledztwo. Niestety, kuratelę nad patourzędnikiem i byłym kandydatem na radnego (PO) sprawuje prezydent Warszawy, więc sprawa szybko nabrała politycznych kolorów. Pierwszy kolor, to czerwony.
Trudno być rowerzystą na Pradze
Pod urzędem spotkali się więc przedstawiciele lewicy z posłankami Magdaleną Biejat i Hanną Gill-Piątek na czele, choć ta ostatnia, reprezentuje teraz Szymona Hołownie. Nie mogło też zabraknąć lokalnego aktywu, który przedstawia się jako Porozumienie dla Pragi oraz innych aktywistów, którzy przy okazji afery finansowej zwrócili też uwagę, że urząd nie dba o rowerzystów.
Przekaz konferencji był jasny: mówimy dość, nie zgadzamy się i nie chcemy się zgadzać. Dziwne, że postulaty te nie zostały zapisane kredą na chodniku.
Aktyw domagał się odwołania zarządu dzielnicy i wprowadzenia komisarza, czyli de facto likwidacji ustroju demokratycznego i wprowadzenie autorytarnych rządów prezydenta Rafała Trzaskowskiego. O związkach ratusza i aktywu napiszę innym razem (jest o czym pisać).
Zabawa w prokuratora i sędziego
Tradycyjnie nie zabrakło też zabawy w prokuratora i sędziego, i żalu do całego świata. Wspomniany aktyw umiejętnie pomijał fakt, że szeroka koalicja, która rządzi dzielnicą, to nie tylko Platforma Obywatelska i Kocham Pragę, ale też radni lewicy. Wiadomo, nie kopie się dołków, w które można wpaść.
Na Pradze doszło do skandalu, kradzieży środków publicznych, czyli naszych pieniędzy. Urzędnik okradł mnie, moich rodziców, przyjaciół, sąsiadów i Ciebie, drogi czytelniku. Aktywiści, którzy na co dzień są pochłonięci problemami własnego środowiska, a brak centralnego ogrzewania czy stan praskich kamienic stawiają na równi z brakiem ścieżek rowerowych, szukają nowych obszarów by świat znów o nich usłyszał. Szczęśliwie sprawa trafiła nie do nich, tylko do prokuratury.
Przy okazji aktyw upomniał się jeszcze o prawa wszystkich Polaków uzależnionych od narkotyków, których chce umieścić w dawnym budynku Szpitala Praskiego. Poruszono też niedawną katastrofę budowlaną przy ul. Brzeskiej i zaatakowano jednego radnych Pragi-Północ, którego uznano za kandydata na wiceburmistrza (sesja w tej sprawie została zwołana na 14 lipca br.). Oczywiście kandydat nie przypadł aktywowi do gustu.
10 proc. skradzionych pieniędzy udało się odzyskać
Kilka godzin później odbyła się sesja nadzwyczajna w sprawie w/w defraudacji środków. – Ze względu na toczące się postepowanie prokuratorskie nie mogę udzielić szczegółowych informacji, wszystko jest w protokole pokontrolnym – powiedziała Edyta Fedorowicz, dyrektor Dzielnicowego Biura Funduszów Oświaty. – Zgadzam się z faktami zawartymi w protokole, a mój subiektywny obraz tej sytuacji przekazałam prokuraturze. Zeznawałam w charakterze świadka, nie mogę więc ujawniać swoich zeznań.
Jak przekazała dyrektor Fedorowicz: około 10 proc. skradzionych pieniędzy udało się odzyskać. I tyle konkretów, bo kolejne godziny sesji, to zabawa w komisję śledczą i mniej lub bardziej umiejętne unikanie odpowiedzi na pytania radnych przez dyrektor Fedorowicz. Trzymam kciuki za prokuraturę, że jak najszybciej upora się ze sprawą i nie będzie na Pradze świadkami podobnych, żałosnych wystąpień.
Fot. FB